Forum Enklawa Szkoleniowa - RPG - Strona Główna
Autor Wiadomość
<   Ekran danych / Enklawa - nieaktualne -   ~   Mistrz Luki Withdrawn
Luki Withdrawn
PostWysłany: Sob 11:29, 22 Mar 2008 
Master

Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 494
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Cytat:
Informacje podstawowe:

Status: W trakcie misji
Imię i Nazwisko - Luki Withdrawn
Rasa- Człowiek
Wiek - 49 lat
Pochodzenie - Dantooine
Profesja zdobyta u Jedi - Strażnik
Opis zewnętrzny :
Obserwujesz właśnie postać o średnim wzroście – na oko niewiele brakującym do 180 cm , Ma przeciętną budowie ciała bez rozwiniętej muskulatury aczkolwiek sprawiającej wrażenie zręcznej i zwinnej, zdolnej do błyskawicznego poruszania się. Spojrzenie przykuwa całkowicie ogolona głowa, błękitne oczy ale przede wszystkim wręcz niespotykany chłód płynący od owej postaci. W jego wzroku można wyczuć bezwzględność a niektórzy nawet sądzą że dziwactwo czy obłąkanie. Postać bardzo często ubiera się w czarny płaszcz z wyjątkowo głębokim kapturem, który całkowicie zasłania twarz.

Klasa postaci: Odkrywca, Złodziej
Luki Withdrawn, przeszkolony przez długie lata bezlitosnych treningów ze złodziejskiego fachu, doskonale wie jak opróżnić czyjeś kieszenie bez zaalarmowania ofiary. Ponadto, Withdrawn od dziecka zafascynowany wszechświatem, obcymi kulturami i podróżami, jest uznawany przez wielu za doskonałego odkrywcę.

Strona Mocy:
|||||||||||||||| - Punkty ciemnej strony mocy
|||||||||||||||||||||||||||||| - Punkty jasnej strony mocy



Cytat:
Zdobyte punkty doświadczenia:

Master - I I I I I I I I I I I I I I I I I I I I | AWANS -> I I I



Cytat:
Historia Postaci:

AKT I

Rozdział I
„Narodziny”


Moja Historia zaczyna się na Dantooine, to tu bowiem się urodziłem. O swojej rodzinie nie mogę powiedzieć za dużo, powodem jest zwykła niewiedza, jedyne co pamiętam to bruk na którym prawdopodobnie mnie zostawili w jednej z tutejszych wiosek, miałem wtedy ledwie 5 lat. Nie wiem dla czego tak się stało i prawdopodobnie już nigdy się nie dowiem, z resztą… teraz nie jest to tak ważne i specjalnie mnie to nie interesuje.

Jak zdołałem przeżyć ? Cóż, dzięki drobnym kradzieżom, zaczynając od owoców na straganach by skończyć w wieku 9 lat na kradzieży kieszonkowej, udało mi się to opanować do perfekcji mimo tak „szczeniackiego” wieku. Nie ukrywam, że to bezczelny sposób ale dzięki temu w ogóle przeżyłem. Nie miałem jednak pojęcia o tym że ze względu na moje poczynania, wkrótce życie które wiodłem zostanie dosłownie wywrócone do góry nogami.


Nieznane miasteczko na Dantooine - późny deszczowy wieczór.


- I znów pada – pomyślał mały chłopak opierając się o ścianę zniszczonego a zarazem opuszczonego domu, który znajdował się na obrzeżach miasteczka. W miejscu tym było całkowicie ciemno, nic więc dziwnego iż praktycznie nikt nie chodził w tych regionach, było ono nieprzyjemne dla oka nawet w dzień. Z miejsca tego jednak doskonale widać to co dzieje się w zamieszkanej części miasteczka nieopodal, jest to zatem doskonała lokacja obserwacyjna, która wykorzystywana jest przez chłopaka.

Niespodziewanie kilkanaście metrów od złodziejaszka, pomiędzy ruinami pojawiła się bardzo dziwna postać. Odziana jest w długi czarny płaszcz z bardzo głębokim kapturem, z tyłu widnieje gruba sakwa przywiązana do pasa. Postura owej postaci sugeruje iż prawdopodobnie jest to dobrze zbudowany mężczyzna, który zmierza w kierunku wioski - młody chłopak ruszył w jego stronę z ewidentnym zamiarem pozbawienia go sakwy.

- Co to za gość ? – cały czas myślał chłopiec nieustannie zbliżając się od tyłu do przybysza gdy pewnym momencie znalazł on się już tak blisko celu iż wyciągnął delikatnie swoje dłonie w kierunku sakwy by ją odwiązać, mężczyzna nawet nie zorientował się że ktoś do niego się zbliżył jednak w pewnej chwili gwałtownie się odwrócił i z niezwykłą siłą skrępował dłonie złodzieja.

- Aaa ! - Wrzasną z bólu, zdając sobie sprawę z tego iż najzwyczajniej wpadł, w oczach było widać ogromne przerażenie.

- To nie jest twoje… - oznajmił niezwykle chłodnym głosem.

- Ja przepraszam ! proszę ! – próbował się wyzwolić z uścisku lecz nadaremnie. – Ja muszę z czegoś żyć ! proszę zrozumieć, boli !
Zupełnie niewzruszona osoba która zareagowała na samo muśnięcie opuszkami palców jego sakwy, jeszcze bardziej ścisnęła dłonie wywołując u chłopaka wrzask który spłoszył ptactwo siedzące obok na drzewach.

- Doprawdy ?

- TAK ! BŁAGAM PROSZĘ PUŚĆIĆ ! – upadł na ziemie ze stale skrępowanymi i wyciągniętymi w górę dłońmi, chłopak zaczynał płakać i ślinić się na własne ubranie.

- Posiadasz pewien dar chłopcze, powinienem cię zauważyć zanim zacząłeś dobierać się do mojej własności ale… tak nie było. – zwolnił uścisk spoglądając na zwijającego się po ziemi z bólu dzieciaka. – Jak się nazywasz? – spytał stale nie zmieniając barwy głosu która była wręcz lodowata, bezwzględna.

- Luki… po prostu Luki - spojrzał z ziemi w kierunku ukrytej w głębokim kapturze twarzy mężczyzny, jednocześnie trzymając się za obolałe nadgarstki.

- Dysponujesz bardzo cenną umiejętnością… Luki. Jeśli chcesz skończyć z tym swoim prowizorycznym życiem które tu wiedziesz chodź za mną – odwrócił się i zaczął zmierzać przed siebie powolnym krokiem.

- C… co ? – odejdź ode mnie człowieku ! – podniósł się szybko z ziemi, bardzo przestraszony a jednocześnie oburzony słysząc taką propozycje od całkowicie obcego mu faceta.

- Jak sobie życzysz – oznajmił niewzruszenie przyspieszając kroku.

- Jasna cholera ! Ale… ? A może to szansa od losu… ? – pomyślał chłopak spoglądając na siebie i w odchodzącą postać. – Zaczekaj ! – krzyknął, doganiając go.



Jedi ? Nie, nie. Żaden tam jedi. Dokładnie w tym momencie zaczął się jeden z najważniejszych etapów w moim życiu, niestety ze względu na… obietnice jakiej dokonałem nie mogę powiedzieć wszystkiego o miejscu w które ten człowiek mnie zabrał, mogę jednak powiedzieć że jest to pewna organizacja, organizacja która w ogromnym stopniu przyczyniła się do przyswojenia moich obecnych umiejętności, nie mówię tu o mocy, mieczach świetlnych, na to przyjdzie czas później pomimo iż będę już wtedy dorosłym mężczyzną.


Rozdział II „Organizacja”

Teraz kiedy jestem już dorosły, czasy nieco się zmieniły. Wspominałem wcześniej, że nie mogę mówić za dużo o miejscu w które zabrała mnie tajemnicza postać, nie mogę ponieważ jeśli wydało by się iż otwarcie mówię o jej sekretach czy operacjach, najprawdopodobniej tego samego dnia musiał bym się liczyć z poważnym zagrożeniem dla mojego życia. Opiszę tu pewną historię, jednakże w naprawdę minimalnym stopniu. Wszystkie nazwiska celowo pozmieniałem a samą organizację nazwałem po prostu „Organizacja”.

Kilka dni po tym kiedy osoba którą chciałem okraść zaprowadziła mnie do jedynej siedziby organizacji jak się okazało w niezwykle nietypowym miejscu. Ukryte głęboko pod ziemią, bez dostępu promieni słonecznych gdyż główną cechą wszystkich znajdujących się tam osób jest po prostu konieczność zżycia się z ciemnością. Jest to miejsce niezwykle gdyż takie proste. W żaden sposób nie przypominające tego całego świata który nas otacza. Wszystko tam jest bardzo surowe, mroczne. Zwykłe światło dostarcza się przy pomocy archaicznych świeczek a tylko w nielicznych miejscach można znaleźć najzwyklejsze lampy.


Ktoś kiedyś powiedział mi coś w stylu:


Pamiętaj, mrok to twój największy przyjaciel. Tylko on da tobie schronienie gdy go będziesz potrzebował. Szanuj go najmocniej jak tylko potrafisz



…A więc kilka dni po tym kiedy trafiłem do tego miejsca miałem okazje stanąć przed blisko dwudziestoma siedzącymi w kręgu i skrytymi pod kapturami osobami. Była to rada „organizacji” która jak się okazało podejmuje decyzje w niezwykle ważnych sprawach wewnętrznych ale jednocześnie była wyłącznie organem doradczym gdyż decydujące zdanie należy do głównego mistrza organizacji. Po rozmowie która przebiegła dosyć szybko, zostałem skierowany do określonej części budowli gdzie…


Luki przemieszczając się po kamiennej posadzce, wąskim korytarzem oświetlanym jedynie przymocowanymi do ścian pochodniami, zmierzał przed siebie rozglądając się za drzwiami pod które nakazała mu się stawić rada. Z lekką niepewnością zatrzymał się pod tymi, które idealnie pasowały do opisu. Były to grube i nieco wyeksploatowane drzwi, które wyglądały jakby wcześniej próbował ktoś je wywarzyć czy nawet całkowicie zniszczyć. Chłopak nie zważał jednak na to i gdy już miał po raz pierwszy zapukać, drzwi zupełnie same otworzyły się lecąc delikatnie w tył ukazując w ten sposób wnętrze pomieszczenia. Luki stał wmurowany. Bezpośrednio bowiem za jeszcze przed chwilą zaryglowanymi drzwiami nikogo nie było, wyglądało to dokładnie tak jakby otworzyła je jakaś niewidzialna siła. Bardzo powolnym krokiem chłopak wszedł do środka, rozglądając się niepewnie dookoła. W środku znajdowała się ogromna ilość zwykłych i niezwykłych przedmiotów, dziwacznych i wręcz niczego nie przypominających. Przeważały tu głównie ksiązki, postrzępione zwoje i ogromna ilość monet, talizmanów, naszyjników. Wszystko było wyraźnie stare, miejscami aż pokryte ogromną ilością kurzu i pajęczyn w które miejscami owinięte były owady czy inne drobne żyjątka. Pomieszczenie oświetlane jedynie świeczkami rozstawionymi po całym pomieszczeniu utworzyły ponury klimat. Luki stanął na środku pokoju na małym brudnym dywanie i stale rozglądał się dookoła wręcz zadziwiony liczebnością niezwykłych zbiorów. Chłopak jednocześnie zastanawiał się nad sensem dla którego został skierowany akurat w to miejsce, lecz jego myśli zostały gwałtownie przerwane po tym jak drzwi z ogromnym hukiem, zamknęły się.
Luki miał dziwne wrażenie że pomimo panującej tu ciszy, stało się jeszcze ciszej. Wpatrywał się z przerażeniem na drzwi które tak jak same otworzyły się tak i również same się zamknęły.

Niepewność przerwał męski głos dochodzący z całkowicie zaciemnionego kąta pokoju, przy którym stała pokaźnych rozmiarów nieco nadpróchniała szafa.

- Ciekawie tu prawda ? – Odezwała się stale niewidoczna postać w sposób typowy dla większości tutejszych osób - chłodno i bez emocji .

Luki stanął zdębiały nic nie mówiąc.

W końcu postać postanowiła wyłonić się z cienia. Był to pokaźnego wzrostu o nieprzeciętnej posturze mężczyzna z dłuższymi posiwiałymi już włosami, który zbliżył się bardzo blisko do młodego przybysza i popatrzył na niego z góry.
- Luki zrobił głupi wyraz twarzy, patrząc się na znacznie wyższą od niego długowłosą postać.
- Nowy… - stwierdził stanowczo odwracając wzrok gdzieś na bok.

Luki pokiwał jedynie twierdząco głową nieustannie trzymając wzrokiem mężczyznę.
Ten jednak zmienił wyraz twarzy na jeszcze bardziej poważny, wyciągnął zza pasa nóż i delikatnie go przytknął sobie do ust.

- Nowy… - powtórzył jeszcze raz, patrząc przed siebie jakby czymś zaniepokojony-Zostaniesz sprawdzony… i to za chwile chłopczyku.
- Sprawdzony ? – odparł zdziwiony.
- Czy wyraziłem się niejasno ? – zatrzymał się w miejscu i popatrzył złowrogo przez ramię na chłopaka, ściskając nóż w dłoni.
- Przepraszam – powiedział cicho, wykonując lekki ukłon głową.
- Idziemy – powiedział wyraźnie zirytowany, wskazując jednocześnie dłonią na drzwi.

Luki raz jeszcze przytaknął głową i opuścił pomieszczenie wraz z mężczyzną.


Rozdział III „ Szkolenie”

To co działo się od tej chwili w znacznej mierze wpłynęło na moje umiejętności, co ciekawe nawet z fechtunku którego poziom większość znanych mi osób opisuje jako wysoki. Wszyscy również uważają że moje umiejętności bojowe to zasługa Jedi u których szkoliłem się wiele lat. Oczywiście to prawda, jednak gdyby nie szkolenie które przebyłem w „organizacji” prawdopodobnie nie poznał bym większości z was, bowiem nie raz już poznana tu wiedza uratowała mnie przed zejściem z tego świata. Chwilę po tym jak długowłosy mężczyzna kazał mi udać się z nim, na jak to określił „próbę” zacząłem podejrzewać co się wyprawia, rozpoczynałem właśnie jakieś dziwne szkolenie. Głównie co zostało mi w głowie to kilka złotych reguł powtarzanych tysiące razy. Mógłbym ująć to w jednym zdaniu: „Światło to twój wróg, rozgłos to twój wróg, nieposłuszeństwo to twój wróg” Wszystko szło całkiem nieźle, byłem uznawany za jednego z najlepszych młodzików podejmujących nauki w tej tajemniczej organizacji, co zostało docenione przez mojego mistrza.

- Prawidłowo uczniu, robisz niesamowite postępy. – Powiedział wpatrując się w oczy Lukiego z wyraźnym uśmiechem na ustach.

- Dziękuję Mistrzu, staram się jak mogę.

- Stało się coś ważnego. Od twojego przybycia tutaj minęło pięć lat, to bardzo długo myślę. – Odwrócił wzrok na pobliską pochodnię, przestając się uśmiechać.

- Mistrzu ? – Spojrzał równie poważnie na swojego nauczyciela oczekując z niecierpliwością na jakieś wyjaśnienie.

- Rada uznała iż twoje postępy są wręcz niebywałe. Tego typu opinie z jej strony zdarzają się raz na kilka lat. Wyprzedziłeś tym samym wszystkich swoich rówieśników. Mówiąc krótko, oznacza to, że idziesz dalej mój uczniu – uśmiechnął się ponownie.

Luki również się uśmiechnął, ale nic nie mówił. Spoglądał jedynie pytająco na wysoką postać jakby zagubiony, nie wiedząc co to oznacza i co go teraz może czekać.

- Nie każdy dochodzi do tego etapu, od tej chwili koniec żartów, rozpoczynają się najbardziej poważne ćwiczenia w twoim życiu Luki, a tutaj już nie ma miejsca na błędy. Rada nakazała mi zabrać cię w pewno miejsce, dla ciebie całkowicie nowe. Gdy tylko będziesz gotowy daj znać.

- Jestem gotowy Mistrzu, już teraz – przetarł dłonią pot z czoła, i ochoczo ruszył za swoim zadowolonym Mistrzem.

No cóż… mój nastrój zmienił się gdy wraz z Mistrzem dotarliśmy pod tak zwane „Ciemne schody” Były to kamienne schody prowadzące w jeszcze niższe części całej placówki, nikt ze studentów a nawet większości starszych członków nie wiedział dokąd prowadziły. Absolutnie nikt bowiem nie miał prawa zagłębiać się w te regiony za wyjątkiem ściśle określonej grupy osób, złamanie tej zasady było równoznaczne z karą śmierci. Plotki rozpowiadane między nami uczniami mówiły o tym iż znajdowały się osoby na tyle odważne lub głupie co próbowały za pomocą swoich umiejętności prześlizgnąć się niezauważonym w ten region. O tym „marginesie” jednak za dużo nie wiadomo, gdyż albo nikt się nigdy nie przyznał iż mógł się znaleźć w tym sektorze, albo różni studenci którzy wcześniej wspominali o „Ciemnych schodach” w dziwnych okolicznościach znikali i słuch o nich zaginął.

Czułem się więc też w pewnym sensie zaszczycony, dla czego ja ? Czy na prawdę jestem taki dobry ? I Dokąd w ogóle prowadzą te cholerne schody ? To były pytania które w moim umyśle korciły się niemal bez ustanku. Jednak to co zobaczyłem kilka minut później sprawiło iż nie mogłem myśleć normalnie przez wiele miesięcy.

- Luki szybkim krokiem podążał za Mistrzem, całkowita cisza panująca w tym miejscu była wręcz przytłaczająca, w oddali korytarza Luki zauważył jakąś postać, była ona wysokiego wzrostu, ubrana od stóp do głów w czarny płaszcz z kapturem. Niezwykle zwracającą uwagę na siebie rzeczą były ręce ułożone wzdłuż tułowia. Chód owej postaci wyglądał przez to niesamowicie sztywnie, wręcz nienaturalnie. Serce Lukiego waliło jak młot gdy już po chwili mieliśmy się wszyscy minąć.

- Kto to do diaska jest… ? – mamrotał do siebie pod nosem, cały czas patrząc się na coraz to bliżej znajdującego się osobnika, podążał on niezwykle szybko, ze spuszczoną głową. Wyglądało to tak jakby chciał staranować wszystkich na swojej drodze, przebijając się przy tym przez ścianę.

Po długiej niepewności postać błyskawicznie nad minęła, nie zwalniając tempa marszu. Płaszcze wszystkich postaci znajdujących się przez chwilę obok siebie mocno „załopotały”. Kilka sekund wcześniej jednak niemal dwumetrowy kolos wykonał ledwie zauważalne skinienie głowy w kierunku nauczyciela Lukiego.

Chłopaka złapały dreszcze. Postać nie miała widocznej twarzy, nie dla tego gdyż posiadała bardzo głęboki kaptur, lecz dla tego że wewnątrz tego kaptura była umieszczona jakby maska, nie oddająca żadnych emocji, czegoś takiego nie było na wyższej kondygnacji budowli. W końcu Luki nie wytrzymał i pociągnął swojego Mistrza za kawałek szaty, starając się przyciągnąć swoją uwagę.

- Mistrzu Kto to jest ? Ten co nas minął – odwrócił się w marszu jeszcze przez sekundę patrząc na znikającą za rogiem postać.

- Dowiesz się w swoim czasie, nie rozmawiaj z nimi, nie zaczepiaj, nie proś nawet o pomoc w rozwiązaniu problemu. – narzucił bardzo stanowczo, zwalniając tempo marszu by po chwili całkowicie się zatrzymać przy małych drzwiach z panelem. – To tu, odparł, skończymy dopiero nad ranem więc oszczędzaj siły.

- Dobrze Mistrzu – przytaknął głową Luki, który jeszcze raz spojrzał za siebie jednak tam nikogo już nie było.
A co było za tymi drzwiami ? Coś czego zwykłe istoty raczej nie oglądają. Gdy przekroczyłem próg pamiętam zrobiło mi się trochę słabo „Co oni chcą ze mnie zrobić ?!” Wrzasnąłem w umyśle, strach pojawił się tak nagle i był wszechobecny.
W pomieszczeniu znajdowały się liczne stare, zakurzone manekiny, odpowiadające różnym istotom spotykanym w galaktyce. Były one skonstruowane z powalającą dokładnością. Na ich sztucznej skórze zostały narysowane i opisane narządy znajdujące się w danym segmencie ciała. Nie to jednak wzbudziło mój lęk. W sali dookoła na licznych półkach znajdowały się najbardziej wymyślne narzędzia mordu jakie w całym swoim życiu widziałem, a może to jakieś narzędzia tortur ?!
Po mojej lewej stronie, zaraz po przejściu przez drzwi, na drewnianym lekko spróchniałym stojaku leżały małe kuleczki, z których wystawały, zadziwiająco długie szpikulce o różnych kształtach. Niektóre z nich były zakrzywione, przypominające haczyki wędkarskie a jeszcze inne przypominały harpuny. Kuleczka była bardzo mała, uwagę najbardziej zwracały ostrza , które wydawały się aż za długie.

- Nie martw się, to cię nie dotyczy, nie jesteś skrytobójcą.– stwierdził spokojnym lekko zachrypniętym głosem długowłosy mistrz. – Będziesz się tu uczył tylko anatomii walki, w twoim przypadku musisz wiedzieć gdzie uderzyć tylko raz, by kogoś to naprawdę zabolało, rozumiesz już ?

- Tak – odetchnął aż nieprzyzwoicie głośno, łapiąc się za czoło, ścierając z siebie pot i przypominając sobie o postaci, którą wcześniej mijał na korytarzu idąc do obecnego pomieszczenia. – Skrytobójca ?..



Rozdział IV „Dzień próby”

Tutaj by długo opowiadać. W "organizacji" znajduje się już osiem lat. Bez wątpienia moja postać wyraźnie zmieniła się przez ten czas. Jakby na to nie patrzeć miejsce to było moim nowym domem, które wpłynęło również na zmianę charakteru. Organizacja sprawiła że stałem się człowiekiem bardzo poważnym dla wielu wręcz za bardzo. Śmiało jednak mogę rzec że miejsce to nauczyło mnie również aby do wielu sytuacji czy osób podchodzić z dystansem, być bardziej ostrożnym i ufać przede wszystkim sobie.

Mając 17 lat i kończąc podstawowe szkolenie, otrzymałem swoje pierwsze w życiu zadanie zlecone przez rade. Zarówno ja jak i mój mistrz byliśmy z tego powodu bardzo dumni. Miało się bowiem okazać czy spędzone tutaj lata na ciężkim treningu nie okażą się wyłącznie zmarnotrawionym czasem. Nie zapomnę chwili kiedy pierwszy raz w życiu jeden z członków rady, wykonał w moim kierunku delikatne skinienie głową, po czym przekazał zwinięty w rulonik pergamin z zalakowanym otwarciem. Były to cenne informacje odnośnie czekającej mnie misji, udałem się do swojego pokoju aby w spokoju i ciszy zagłębić się w zlecone mi polecenie.


Tego samego dnia - późna deszczowa noc.


Luki stojąc na porośniętym śliską trawą wzgórzu, ubrany w czarny płaszcz z niezwykle głębokim kapturem, obserwował ulokowaną przed sobą pokaźnych rozmiarów rezydencje. Deszcz był na tyle intensywny że słyszalny był wyłącznie otaczający szum oraz krople uderzające o powierzchnie kaptura. Para niebieskich oczu skierowała się na pas do którego pod płaszczem przypięty był sztylet, kilka granatów oślepiających oraz pergamin z wypisanymi wytycznymi.
A zatem to tutaj znajdę poszukiwany przez „organizacje” przedmiot. – szepnął w umyśle, wyciągając małą lornetkę zdolną do przebicia się przez strumienie deszczu cały czas spadających z nieba.
Przez niebieski wizjer niemal wszystko było widoczne jak na wyciągnięcie dłoni. Główne wejście do rezydencji było pilnowane przez dwa droidy wartownicze. Uwagę młodzieńca zwróciła jednak rynna przymocowana do ściany na rogu posesji a kilka metrów wyżej tuż obok nieco uchylone okno o którym właściciel najwyraźniej zapomniał. Chłopak schował lornetkę, wziął głęboki oddech po czym ruszył skupiony przed siebie.


Bez zgłębiania się w szczegóły, zadanie zakończyło się pełnym sukcesem. Jednak ku mojemu zdziwieniu wewnątrz posiadłości znajdowała się wynajęta przez właściciela firma ochroniarska co znacznie utrudniło wykonanie polecenia. Mimo to, późna pora, mrok a także burza, która rozpętała się na zewnątrz pomogły mi dostać się niezauważonym do przedmiotu, który przez radę organizacji został nazwany „okiem”.
Doprawy piękna i niezwykle unikatowa rzecz. Był to kryształ o kształcie i wielkości ludzkiego oka, w jego wnętrzu jakimś cudem znajdował się jeszcze jeden kryształ, o czarnej barwie i wielkości ziarenka kukurydzy. Nie wiem ile to mogło być warte jednak organizacji tak naprawdę nie zależało na jego wartości materialnej, chodziło o coś zupełnie innego. Niestety jednak ze względu na kolejne wydarzenia, które będą miały miejsce, nigdy nie poznałem przyczyny dla której wysłano mnie by zwyczajnie ukraść ten przedmiot.


Dzień w którym wykonałem swoje pierwsze zadanie, po raz kolejny wpłynął na moją osobę. W trakcie skradania się po ciemnych zakątkach rezydencji, przypadkiem wpadła mi w ucho rozmowa samego właściciela. Okazało się bowiem że Rill – (bo takie miał nazwisko) najprawdopodobniej jest winny otrucia swojej własnej żony. Dzięki temu zyskał prawo do absolutnie wszystkiego, łącznie z samą posiadłością. Mężczyzna pozostał bezkarny. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia, zwyczajnie planował kolejne interesy ze swoim wspólnikiem. Ta rozmowa pokazała mi, ile ludzie są w stanie zrobić dla pieniędzy, i chociaż było to wiadome od dawna to jednak będąc naocznym świadkiem takiej sytuacji, odebrałem to znacznie wyraźniej. Ta noc zapoczątkowała również moje zainteresowanie do rzadkich i niezwykłych przedmiotów. Kiedy będę starszy, wyruszę w niejedną podróż w poszukiwaniu przeróżnych rzeczy. Dzięki tej pasji zyskam u niektórych przezwisko „Luki Odkrywca”.



Rozdział V „Koniec”

Zmierzając w kierunku ukrytego wejścia do siedziby organizacji, wracając przez las ze swojego pierwszego zadania, co chwile zerkałem wyraźnie podekscytowany na torbę w której trzymałem skradziony artefakt. Koniecznie chciałem zobaczyć reakcje Mistrza i rady na pomyślnie wykonane przeze mnie zlecenie. Po pojawieniu się w holu, który nie wiedząc czemu był niemal całkowicie pusty, zwróciłem uwagę na studenta zbliżającego się w moją stronę.

- Luki tak ? – Spytał nieco niepewny chłopak o krótko przyciętych blond włosach.
- Zgadza się, o co chodzi ? – Upewnił się że torba jest dobrze zamknięta, po czym spojrzał w oczy rozmówcy.
- Wielki Mistrz, naszej organizacji nie żyje. Zmarł kilka godzin temu z jeszcze niewyjaśnionych przyczyn.

Wyraźnie zaskoczony Luki, skinął głową dziękując za wiadomość. Wyruszył, do swojej komnaty by odłożyć ekwipunek i umyć zimną wodą wyraźnie zmęczoną już twarz. Następnie nieco szybszym krokiem niż zwykle ruszył do grobowca gdzie przed planowaną sekcją zwłok, ciało zmarłego zostało wystawione na widok wszystkich członków organizacji.
Grobowiec był oblężony, a pomimo tego tylko co jakiś czas po pomieszczeniu rozchodziły się odgłosy ledwie słyszalnych szeptów i stawianych kroków po kamiennej posadzce. Luki dostrzegł w tłumie swojego Mistrza, zbliżył się do niego i przekazał zdobyty przedmiot. Nauczyciel nakazał uczniowi opuścić pomieszczenie dając do zrozumienia że chce porozmawiać na osobności. Przechodząc z uczniem przy boku, po pustym korytarzu wreszcie zaczął mówić.

- Jego śmierć to nie przypadek uczniu. – Mówił cicho patrząc przed siebie z założonym kapturem na głowie.
Luki, zmienił wyraz twarzy na wyraźnie zaskoczony, spoglądając na swojego Mistrza.
- Oras Plo, Mistrz taki jak ja, miał być nowym Głównym Mistrzem organizacji. Problem polega na tym że kiedy Plo się o tym dowiedział, zmienił się wręcz nie do poznania. Zaczął uważać że stoi ponad wszystkimi co w końcu miało się skończyć jego odwołaniem. O jego odwołaniu zadecydował kilka dni temu właśnie nie żyjący już Mistrz, który powiedział o tym fakcie jeszcze 2 najbardziej zaufanym członkom rady.
- Mistrz sugeruje, że to było morderstwo ? – Rozejrzał się na wszystkie strony by upewnić się że nikt nie podsłuchuje prowadzonej właśnie rozmowy.
- Dla mnie to wręcz pewne uczniu. – Zatrzymał się w miejscu i obrócił w stronę Lukiego.
- Ale, przyjmijmy że skoro Oras Plo pozbył się, osoby która chciała mu odebrać spadkobierstwo tytułu głównego Mistrza , to zapomniał o dwóch członkach rady, którzy jeszcze o tym wiedzą i mogą unieważnić przekazanie mu tytułu.
- To mnie mocno niepokoi, słuchaj Luki ja… - Rozmowa została przerwana przez zbliżające się kroki, zza ściany pojawił się sam Oras Plo.
-Oh proszę co za spotkanie, dobry wieczór panowie. – nowo przybyły rozmówca zatrzymał się i spojrzał na Lukiego.
Dwie zakapturzone postacie jedynie ukłoniły się w oczekiwaniu na dalszy przebieg rozmowy.
- Taki młody student a już jakie postępy, prawda mistrzu ? – Oras popatrzył na trzymaną torbe, w której znajdował się zdobyty przez Lukiego przedmiot.
- Racja, zdecydowanie najlepszy ze wszystkich – rzucił niemal natychmiast, z uśmiechem na twarzy.
- Koniecznie chce aby twój uczeń, wykonał dla mnie proste zadanie. Od razu… - zmienił barwę głosu na niezwykle chłodną i poważna.

Przez chwile nastała cisza, mistrzowie popatrzyli na siebie a Luki wyraźnie zdziwiony nie wiedział co powiedzieć. Miał nadzieje że jego własny mentor jakoś wykręci go z tej sytuacji.

- Myślę że wysyłanie kogokolwiek zadanie po zadaniu mija się z celem Mistrzu. – Odpowiedział, zakładając rękę na rękę za plecami.
- Według mnie natomiast mija się z celem, stanie z niezwykle ważnym przedmiotem potrzebnym organizacji i gadanie z uczniem, zamiast dostarczyć go radzie.

Na korytarzu zaczął być słyszalny szum, w oddali było widać liczną grupę uczniów i Mistrzów, opuszczających grobowiec, która dodatkowo zaczęła się przyglądać garstce osób prowadzących z każdą chwilą coraz mocniejszą dyskusje. Długowłosy Mistrz złodzieja, już chciał udzielić odpowiedzi na skierowane w jego stronę zarzuty, lecz rozmowę przerwał sam Luki.

- Co Mistrz chce abym zrobił ? – Chłopak spojrzał poważnie „spod byka”
Po raz kolejny nastała cisza, jakby nikt się nie spodziewał takiej sytuacji.
- Pójdziesz natychmiast w to miejsce i zdobędziesz pewien manuskrypt, czy to jasne ? – Odezwał się groźnie, patrząc srogo na Lukiego przekazując znajomy mu już pergamin z informacjami odnośnie zadania.
- Wyruszę gdy tylko, uzupełnię swój ekwipunek – ukłonił się i ruszył w kierunku swojej komnaty.
- Kpisz sobie ? – Odezwał się zdenerwowany Oras.
- Przepraszam ?
- Powiedziałem że wyruszasz natychmiast? Więc może do cholery wyruszysz natychmiast a nie za chwile aż łaskawie uzupełnisz swój ekwipunek ? – Spojrzał wyłupiastymi oczyma, jakby za chwile miał kogoś zabić.
- Zatem wyruszam, już teraz. – Luki jeszcze raz się ukłonił i zmienił kierunek drogi na główne wyjście z siedziby organizacji. Mijając swojego wyraźnie zdenerwowanego całą sytuacją nauczyciela pokazał gest sugerujący że poradzi sobie z czekającym zadaniem.


Cóż… i tak bez praktycznie żadnego ekwipunku wyruszyłem we wskazane miejsce. Z mapy, którą miałem przy sobie wyczytałem iż owa lokalizacja znajduje się nietypowo blisko od samej kryjówki „organizacji” nie pamiętam dokładnie teraz ile to było, jakieś 500 metrów może mniej. Chciałem mieć to szybko za sobą dla tego przyspieszyłem kroku by po chwili znaleźć się przy starej drewnianej i całkowicie zniszczonej chatce z połowicznie zawalonym dachem, kiedyś zamieszkiwanej przez jakiegoś leśniczego lub kogoś podobnego. Nieco zdziwiony zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie pomyliłem się podczas drogi, rozejrzałem się dookoła. Wszędzie ciemność, niezliczona ilość wysokich drzew, od czasu do czasu jakiś odgłos wydawany przez bliżej niezidentyfikowane zwierze i kończąc na szumie bardzo chłodnego wiatru, który wprawiał wszystko w ruch. Wiele osób nie kojarzy Dantooine z mrokiem, zimnem i ogólną ponurością, ale noce w tutejszych lasach nie są jednak zbyt przyjemne i co ważniejsze bezpieczne o czym wiedzą raczej tutejsi mieszkańcy. Mimo dosyć dziwnej lokacji postanowiłem ją lepiej zbadać, zbliżyłem się do pokaźnej wyrwy w i tak spróchniałym już drewnie i wszedłem do środka.

Luki przekraczając próg, postawił nogę w wodzie wypełnionej odłamkami budowli i zgniłych liści drzew, widoczne było też małe robactwo wżerające się w pozostałości struktury. Poprawiając kaptur na głowie, spojrzał jeszcze w miejsce gdzie leżał odłamany dach. Wiatr, który nagle mocno zawiał wprawił konstrukcje w kołysanie się, wszystko zaczęło niepewnie skrzypieć, Luki odwrócił się w stronę wyjścia, lecz ku jego zaskoczeniu te było właśnie zastawione przez trójkę ubranych jak on postaci stojących w brudnej wodzie, wpatrujących się na niego przez głębokie kaptury, nastała chwilowa cisza.
- Po co tu przybyłeś Luki ? Ukrywasz się ? – W końcu odezwała się środkowa postać, przymierzając się do zdjęcia kaptura.
- Obawiam się, że to jednak tylko moja sprawa.
- Wielki Mistrz Oras uważa że razem ze swoim mistrzem jesteś winny dokonania zabójstwa na dwóch członkach rady.
- Słucham … ? – Odrzekł wielce zaskoczony, zdając sobie sprawę z tego o czym jeszcze niedawno mówi mu mistrz.
Zhańbiłeś organizacje ! – Rzuciła agresywnie druga postać stojąca nieco z tyłu.
- Zdajecie sobie z tego sprawę że za fałszywe oskarżenie wobec mnie zostaniecie straceni tego samego wieczora ?
- Fałszywe czy nie… tutaj nasza znajomość się kończy Luki, nie wziąłeś ekwipunku ze sobą co ? – Ponownie wtrąciła środkowa postać zdejmując kaptur, wszystkie pozostałe uczyniły to samo, chwilę po tym wyciągając też połyskliwe sztylety.

Oczom Lukiego pojawiły się znajome twarze, wszyscy byli zwykłymi studentami którzy zaczynali nauki w tym samym czasie, jednak żaden z nich nie przeszedł dalej. Sytuacja zrobiła się nieprzyjemna, jedyną drogą ucieczki było właśnie zastawiane przejście, a za plecami osaczonego znajdował się zawalony dach, Luki nie znajdując żadnego rozwiązania cofnął się o krok do tyłu opierając się o spróchniałe drewno.

- Popatrz na to Luki, żyłeś od dziecka jak śmieć i tak przez… 10 lat ? Miałeś inny wybór, a teraz skończysz tak samo jak zacząłeś. – Cała trójka postawiła krok w przód, bardzo powoli i zachowując ostrożność.
- Cholera jasna, zaczekajcie ! – Luki przygnieciony plecami do przeszkody, przełożył swoje dłonie na tył i nerwowo trzymał je na wysokości nerek, nagle prawa dłoń zdenerwowanego chłopaka jakby zagłębiła się w ciele co oznaczało by że z tyłu płaszcza znajduje się jakaś kieszeń, zostało to jednak bezbłędnie wychwycone przez napastników.
-Ma coś w kieszeni ! – słowa te zadziałały jak doping. Szelest płaszczy, gwałtownie ruchy w przód z wystawionymi sztyletami prosto na klatkę piersiową i szyję.

Luki wykonując delikatny unik uderzając się mocno w bok głowy o oberwane części budowli, zdołał wyciągnąć z kieszeni mały przedmiot który został chaotycznie rzucony na ziemie prosto pod nogi całej czwórki. Nastąpiła potężna eksplozja, olbrzymi biały rozbłysk z twardym uderzeniem, zupełnie jakby w jednej chwili z bliskiej odległości ktoś uruchomił kilkanaście potężnych reflektorów skierowanych prosto w oczy. W zamieszaniu które wybuchło Luki poczuł jak ostrze jednego ze sztyletów wbija się w lewe ramię, studenci poupadali na kolana rzucając się bardzo agresywnie na wszystkie strony i wymachując dłońmi jakby się palili. Luki którego przed efektem działania broni uchronił głęboki kaptur i odwrócenie się na czas wybuchu w przeciwną stronę, odepchnął już leżących na ziemi studentów, przedzierając się roztrzęsiony w biegu do wyjścia.

- ZABIJE CIĘ ! ZABIJE CIĘ POPIEPRZEŃCU ! ZABIJE ! – Wrzeszczał, któryś z nich, rzucając przy tym sztyletami na oślep gdzie popadnie.

Luki tamując krew, i nie zwalniając, ruszył po miękkiej ściółce leśnej w kierunku budowli „organizacji” niezależnie od tego co mogło go tam czekać.
Wbrew pierwszym obawom, wejście do samej budowli nie stanowiło jakiegokolwiek problemu, mijani ludzie zachowywali się jakby o niczym nie wiedzieli. Mój Mistrz jednak leżał już w kałuży krwi za biurkiem. W ostatnich słowach poprosił o przekazanie małego drewnianego naszyjnika, jak się później okazało jego kochance.

Po tej przygodzie która od moich urodzin trwała 18 długich lat, nie miałem innego wyjścia jak uciec z planety. Planeta, którą wręcz kochałem, teraz wywoływała paniczny strach. W głębi duszy powiedziałem sobie jednak że wrócę tu kiedyś tylko po to aby załatwić sprawę z Orasem Plo, moim pierwszym śmiertelnym wrogiem. Oczywiście wszystko co zostało tu opisane to jeden wielki skrót, cieżko jest bowiem opisać w pełni swoją historie do tego czasu, która trwała owe 18 lat.

Jeśli miał bym podzielić swoje dotychczasowe życie na poszczególne etapy, to myślę że dokładnie w tym miejscu kończy się ten pierwszy. Była to młodość w trakcie której, poznałem na jakich zasadach kręci się wszechświat. Był to czas, kiedy wyrobiłem w sobie różne poglądy i wielu z nich z resztą trzymam się do dziś. Dantooine opuściłem jako pasażer na gapę w ładowni jednego z odlatujących statków. Na szczęście bezpiecznie...


Cytat:
Ekwipunek postaci:
Obecny ekwipunek:
1 - Własny miecz świetlny
2 - Komunikator wysokiej klasy - III
3 - Specjalistyczny cyfronotes
4 - Typowy pistolet blasterowy
5 - Mała, skomputeryzowana lornetka

Ubrania:
- Przewiewna podkoszulka
- Prosta, czarna tunika - charakterystyczna dla Jedi
- Czarne spodnie do tuniki
- Płaszcz


Karty, kredyty etc.:
- Karta ID Enklawy
- 14300 Kredytów




Cytat:
Umiejętności postaci:
Podstawowe:

Programowanie - 4
Zabezpieczenia - 4
Naprawa specjalistyczna - 3
Naprawa techniczna - 0
Spostrzegawczość - 4
Pierwsza pomoc - 2



Cytat:
Atrybuty postaci:

Siła - 2
Kondycja fizyczna -5
Charyzma - 5



Cytat:
Moc:
Moce dodatkowe:
/ Zmysły Jedi /
- * * *
/ Sztuczka umysłu / - * * *
/ Manipulacja przedmiotami / - * * *

Moce bazowe:
Jump: 3
Push: 3
Pull: 2
Speed: 0
Seeing: 0

Absorb: 3
Heal: 3
Protect: 0
Mind trick: 3

Saber Attack: 3
Saber Defend: 3
Saber Throw: 2




Cytat:
Broń:
Broń sieczna:

/ Miecz świetlny / - II
/ Wibroostrze / - I


Broń palna:
(Mniej skomplikowana obsługa )


/ Pistolet blasterowy / - II
/ Karabinek blasterowy E-11 / - I



Broń palna:
(Skomplikowana obsługa)


/ Karabin snajperski / - II
/ Strzelba śrutowa / - II


Materiały wybuchowe/ Broń mocno destrukcyjna :

/ Termodetonatory / - I


Pancerz:

/ Lekki pancerz / - Możliwość noszenia lekkiego pancerza


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Luki Withdrawn dnia Wto 12:03, 20 Mar 2012, w całości zmieniany 52 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Android od piwa
PostWysłany: Wto 19:20, 14 Lip 2009 
Droid

Dołączył: 03 Cze 2008
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kryjówka


Raport:

Baza danych na temat Mistrza Withdrawna, została zaktualizowana


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Android od piwa
PostWysłany: Czw 10:28, 04 Sie 2011 
Droid

Dołączył: 03 Cze 2008
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kryjówka


Karta Withdrawna została zaktualizowana.
Umiejętności zostały dostosowane do obecnie działającego systemu umiejętności.
Do karty został dodany ekwipunek Withdrawna, który posiada obecnie przy sobie.

Ekwipunek Mistrza, znajdujący się bezpośrednio w enklawie, jest utajniony ze względu na pełnione funkcje fabularne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Luki Withdrawn
PostWysłany: Wto 12:46, 20 Mar 2012 
Master

Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 494
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Historia Withdrawna – Ciąg dalszy



Od wydarzeń mających miejsce na Dantooine minęły dwa lata, po tym co przeżyłem na tej planecie i jak niewiele brakowało bym jako mały gówniarz pożegnał się z życiem, skutecznie zostałem zniechęcony do angażowania się w cokolwiek ekstremalnego na dłuższy czas. Postanowiłem wyruszyć na znane wszystkim Coruscant – planetę przepychu, technologii ale przede wszystkim szansy dla takich jak ja, szansy na próbę ustatkowania się poprzez pracę i prowadzenia skromnego życia w samym burżuazyjnym epicentrum galaktyki.

Dwa lata od ucieczki z Dantooine - Coruscant

- Halo, Luki nie śpimy, robota czeka ! – Rzucił młody, aczkolwiek potężnie zbudowany chłopak, który jakby już od dłuższej chwili próbował dobudzić chuderlawego kompana.
- Co ? – Rzekł nieco zagubiony Withdrawn, potrzebując chwili na dojście do siebie. Ostatnie noce spędzał bowiem wyłącznie na rozładunku olbrzymich ilości sprzętu, swoista nowość na rynku, która już od dobrych kilku tygodni wywołuje olbrzymią ekscytację wśród mieszkańców.
- No, no, wstawaj bo nie będę tego sam na półki wykładał, wstawaj no ! – Szturchnął nogą, mocno zaspanego Withdrawna, będąc wyraźnie nieskorym do żartów o czwartej nad ranem i trzy godziny przed otwarciem sklepu.
Withdrawn podniósł się i patrzył nieco tępym wzrokiem na umywalkę po drugiej stronie pokoju. Zdając sobie sprawę, że każda minuta zwłoki może się skończyć nieciekawie, zarówno dla kolegi jak i samego siebie, podniósł się z materaca i nieco chwiejnym krokiem ruszył przed siebie by obmyć twarz.
- Ci popaprańcy już się ustawiają w kolejce, oni chyba nie mają co robić z pieniędzmi i czasem.
- Anton, oświeć mnie proszę. Może to głupie, ale ta robota mnie tak zabija fizycznie i intelektualnie, że nawet nie wiem co my przez ostatnie dni rozpakowujemy w tych sążnistych ilościach – Sięgnął najpierw po ręcznik, a potem zakręcił wodę, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że powinien zastosować inną kolejność, choć i tak skwitował to machnięciem dłoni.
- Nowe urządzenia do komunikacji, przesyłanie holokronów rozmówców w konkretnej jakości jak na cywilne zastosowanie, o dźwiękowej formie już nawet nie wspominam. Ponadto, kilkaset funkcji bazowych i dosyć dowolna możliwość modernizowania i wgrywania nowego softu. Producent na jednym z kanałów holonetu podał, że jedną z nowych funkcji jest możliwość zamiany twojego oryginalnego głosu na głos taun tauna albo kaczki.

- Cholera, Anton o czym ty mówisz ? – Withdrawn rzucił ręcznik na wystający ze ściany haczyk po czym ruszył w stronę Sali sklepowej gdzie już czekały dziesiątki pudeł do rozpakowania.
- Patrz no, magia. – Zatrzymał Withdrawna i za pośrednictwem tego nowego cudu techniki, który z jakiegoś powodu znajdował się w jego kieszeni, zadzwonił na służbowy komunikator jedynego kolegi, stojącego tuż obok. Rozległ się nieco irytujący sygnał dźwiękowy, który natychmiast został przerwany poprzez odebranie połączenia.
- Pozwól, że sobie oszczędzę przywitania się z Tobą – rzucił przez plecy do stojącego kilka metrów dalej, wyraźnie ubawionego kolegi.
- No słuchaj, słuchaj – po czym przyłożył komunikator do ust mówiąc coś cicho, odgłos dobiegający z komunikatora Withdrawna zmusił właściciela do wsłuchania się w zadziwiającą mowę.
- „…Kwak, kwak, jestem Anton i czas kwak kwak, zabrać się za rozładunek Panie Luki, KWAK, KWAK, KWAK, KWAK, KWAK. TAU TAU TAUN TAUN”

Poziom konsternacji u Withdrawna był tak duży, że bez jakiegokolwiek słowa wyłączył komunikator i ruszył do wnętrza sklepu. Jedynym pocieszeniem wobec aktualnej sytuacji był fakt, że po skończeniu pracy, czekają go całe dwa dni urlopu, które już zostały ustalone z wyjątkowo konkretnym szefem.


Na pół godziny przed otwarciem sklepu, wszystkie urządzenia znajdowały się już tam gdzie powinny. W trakcie tej nieco monotonnej pracy, obydwu pracownikom przyszło obserwować zadziwiające widoki walk o miejsce w kolejce by zagwarantować sobie szansę zdobycia kolejnego „niezbędnego” sprzętu najnowszej generacji.
Withdrawn stojąc miedzy regałami i olbrzymią ilością nowoczesnych ekranów telewizyjnych, sprawiał wrażenie zamyślonego, nie było to absolutnie niczym nadzwyczajnym, zwłaszcza dla osób, które miały okazje z nim przebywać nieco dłużej niż kilka minut. Człowiek ten już w młodym wieku cechował się introwertyzmem i nie czerpał wielkiej przyjemności z prowadzeniem rozmów na prawo i lewo, wielu z tego powodu nadało mu żartobliwie przydomek mędrca, myśliciela galaktyki czy po prostu zamkniętego w sobie. Z tych gorszych natomiast: nudziarza, pomyleńca czy porąbanego. Tych najgorszych nie ma co wymieniać.

- Nad czym Ty tak myślisz Luki ? Ty tak zawsze tylko myślisz i myślisz.

Withdrawn zanim odpowiedział, przyglądał się jeszcze chwilę coraz mniej przyjaźnie nastawionego względem siebie tłumu, tłumu składającego się głównie z młodego pokolenia Coruscant. Można było odnieść wrażenie, że postać niechętnie chciała odpowiedzieć na to pytanie, nie można było tylko z całą pewnością stwierdzić dlaczego. Być może Withdrawn nie uznawał swojego rozmówcy za wystarczająco interesującego, inteligentnego lub po prostu sam był na tyle arogancki i dumny, że nie pozwalało mu to na poprowadzenie normalnej konwersacji. W końcu jednak przełamał milczenie.

- Ano dlatego bo cały ten cyrk, który ma miejsce przy wejściu to dla mnie paradoks współczesnego świata, rozwoju technologicznego.
- Zaśmiał się donośnie i od razu przypomniał sobie wszystkie nadane Lukiemu przezwiska - To znaczy ? – Spytał tonem, w którym ciągle obecne było rozbawienie, być może nie rozumiejąc odpowiedzi lub ta była w jakiś sposób niepełna.
- Kiedyś pewien facet, z którym przyszło mi wymienić parę zdań, stojąc w kolejce po pieczywo i mleko, był bardzo zdziwiony, iż pomimo nieustannego rozwoju technologicznego, nowych możliwości i ciągłego poszerzania wiedzy w niemal każdej dziedzinie naukowej, zdecydowana większość społeczeństwa staje się głupsza zamiast inteligentniejsza i tak się zwyczajnie zastanawiał jak to w ogóle możliwe bo przecież powinno być zupełnie odwrotnie.
- Aha, i jaka była odpowiedź ?
- W zasadzie już odpowiedziałem, paradoks. Niby faktycznie mamy większe możliwości, większą wiedzę, ale jednocześnie ów rozwój spotęgował powstawanie techniki sprzyjającej bardziej opieprzaniu się i nieróbstwu. Naprawdę sądzisz, że Ci co tam stoją, myślą na co dzień o poszerzaniu swoich horyzontów ? -Obydwaj spojrzeli na grupę osobników, którzy co chwilę stukając w szybę domagali się przedwczesnego otwarcia sklepu. - Poza tym rozejrzyj się, jaka część tego sprzętu sprzyja jakiemuś rozwojowi intelektualnemu ? Same telewizory, odtwarzacze filmów, komunikatory, konsole do gier. Ja rozumiem, że człowiek nie może żyć samą pracą, ale ten ostatnio się jakoś bardzo rozleniwił i nie ma zamiaru przestać, bo tu mu dobrze. Nie lubię głupoty i jeszcze poklaskiwania jej, denerwuje mnie ten stan rzeczy.

- Anton zupełnie zmienił ton, choć jednocześnie dalej mówił z uśmiechem na twarzy -Pojmuję ale według mnie przesadzasz Luki, to tylko sprzęt. – Powiedział jakby bardziej do samego siebie i wrócił do ostatnich kilkunastu minut pracy przed upragnioną zmianą.
- Nie sądzę… - Szepnął pod nosem, po raz kolejny uważając w myślach, że lata spędzone pod ziemią, wśród gildii złodziejskiej o dziwo przekazały mu większe wykształcenie niż większości jego rówieśnikom z konwencjonalnych placówek oświatowych. Od czasu do czasu zastanawiał się jednak czy aby było warto, gdyż kilkakrotne sprawdzanie czy zamek w drzwiach jest aby faktycznie zamknięty w godzinach wieczornych, czasem burzyło wizję normalnego życia.


Coruscant – Withdrawn w wieku 20. lat
8. lat przed bitwą o Yavin


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Luki Withdrawn dnia Wto 18:57, 20 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum Enklawa Szkoleniowa - RPG - Strona Główna  ~  Ekran danych / Enklawa - nieaktualne -

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach